Miało być drastycznie drożej. Na chwilę przed Nadzwyczajną Sesją Rady Miasta prezydent jednak wycofał się ze swojej propozycji podniesienia opłat za odbiór śmieci i zmiany sposobu ich naliczania. Urząd Miasta zaproponował bowiem, by od września stawka za odbiór odpadów w przypadku niektórych mieszkańców była zależna od zużycia wody. Dotyczyć to miało mieszkańców m.in. domów jednorodzinnych i mieszkań, gdzie przypada więcej niż 30m2 na jednego mieszkańca. Pisaliśmy o tym tutaj: 150 zł i więcej miesięcznie za odbiór śmieci w Kaliszu? Szykują DRASTYCZNE podwyżki. Prezydent tłumaczył, że dotychczasowy system naliczania opłat jest nieszczelny. Do tej pory wszyscy mieszkańcy miasta musieli złożyć stosowne deklaracje. Ale z blisko 100 tysięcy mieszkańców „zdeklarowanych” jest tylko około 90 tysięcy.
— Mamy dwie składowe, to cena za ilość odpadów, która jest wywożona na Orli Staw oraz cena za usługę odbioru i wywiezienia odpadów. Te dwie składowe dają cenę wywiezienia odpadów, którą my musimy podzielić na wszystkich mieszkańców Kalisza. Miasto nie może dopłacać do tego systemu – wyjaśnia prezydent Krystian Kinastowski – W związku z tym, że odpadów jest coraz więcej, a w systemie brakuje ponad 10 tysięcy mieszkańców, to ta cena rośnie.
Ostatecznie jednak, po dyskusji z radnymi i wzburzeniu mieszkańców, władze miasta wycofały się z tej propozycji. Od sierpnia miała z kolei wzrosnąć dotychczasowa opłata za odbiór śmieci, liczona „od mieszkańca”. Stawki miały zmienić się z 23 do 29 zł za opady segregowane i z 46 do 58 zł za niesegregowane. Na to z kolei nie zgodzili się radni. 11 było za podniesieniem opłat i tyle samo — przeciw. Uchwała nie została więc przyjęta.
Opozycja: „Czyścimy portfele, nie osiedla”
Suchej nitki na projektach prezydenta nie zostawiają radni opozycji. Dariusz Grodziński z Koalicji Obywatelskiej mówi, że naliczanie opłat za śmieci wg zużycia wody to „niewykonalny bubel prawny”.
— To tylko wprowadziłoby chaos w systemie gospodarowania odpadami komunalnymi w Kaliszu. Tymczasem prezydent nie chce chaosu, tylko naszych pieniędzy kontynuując najwyraźniej akcję „Czyścimy portfele, nie osiedla” — komentuje Dariusz Grodziński. — Chcą po prostu nałożyć na nas kolejną już podwyżkę, tylko zasłonić ją medialnie pozorowaną batalią polityczną na temat wody. Jesteśmy stanowczo przeciwni przerzucaniu całej odpowiedzialności finansowej za nieudolność władzy na Kaliszan.
Oficjalnie prezydenckim projektom uchwał sprzeciwił się także klub radnych Lewicy, wspierany przez posłankę Karolinę Pawliczak.
— Pomysł naliczania opłaty od ilości zużytej wody uważamy za niesprawiedliwy. Nie ma on nic wspólnego z ilością odpadów, a dodatkowo dyskryminuje część kaliszan, np. właścicieli domów jednorodzinnych czy rodziny wielodzietne. Zdecydowanie sprzeciwiamy się takiemu myśleniu, tym bardziej, że wskazana opłata za metr sześcienny wody nie jest oparta na żadnych analizach, brakuje też zniżek dla rodzin wielodzietnych czy też seniorów — czytamy w oświadczeniu radnych i posłanki.
O zwiększenie częstotliwości odbioru odpadów tzw. wielkogabarytowych (np. mebli) już w lutym prosiły Urząd Miasta m.in. rady osiedla. Do dzisiaj nic się nie zmieniło na lepsze, hałdy śmieci tygodniami zalegają na wielu ulicach Kalisza. Miasto rozpisało nowy przetarg na odbiór odpadów, które ponownie mają być wywożone przez konsorcjum spółek PUK i EKO. Prezydent zapewnia, że miasto reaguje na sygnały mieszkańców i odpady odbiera tak często, jak jest to potrzebne. Zdaniem władz miasta, problem jednak pozostaje i konieczne jest „większe zaangażowanie mieszkańców”.
— Jak tylko zabierzemy śmieci, na drugi dzień znowuż się pojawiają — mówi prezydent Kinastowski. — Nie wiem skąd ta ilość starych mebli, kanap, jest wykładana. Ten proces modernizacji powinien się w końcu zakończyć. To jest duży problem. Jeśli mieszkańcy nie włożą w to więcej zaangażowania, to będzie to tak wyglądać. My możemy w kółko sprzątać, ale musimy pamiętać, że to kosztuje, bo te firmy nie jeżdżą za darmo.
Polecany artykuł: