Chirurgię w Kaliszu zamknięto, bo nie miał kto małych pacjentów leczyć. Sytuacja znana była od lat - kiedy na czas urlopów lekarzy zawieszano działalność oddziału. I tak też było w lipcu ubiegłego roku. Z tym, że teraz skończyło się na zamknięciu oddziału. I od lipca pracę Kalisza przejął niejako Ostrów. Bo to właśnie tutaj kierowani są w zdecydowanej większości pacjenci. Mogą też do Konina, ale Ostrów jest bliżej.
A żadnego wsparcia ze strony Urzędu Marszałkowskiego w Poznaniu, któremu szpital w Kaliszu podlega – dla Ostrowa nie ma. Szef ostrowskiej chirurgii – Witold Miaśkiewicz – ma żal, bo liczył na jakiekolwiek zainteresowanie, sam do Marszałka napisał.
Najgorsze jest to, że nie dostrzega się tej placówki, która 7 dni w tygodniu, 24 godziny na dobę, jest gotowa do świadczenia pomocy tym pacjentom. Ten organ założycielski nie widzi problemu w tym, opierając się o pewne prawne aspekty, zarządzenia, brak możliwości przekazania dla naszego oddziału środków na zakup sprzętu. Jest to zrozumiałe, jakby z punktu widzenia prawnego, ale moralnie nie jest to dla mnie do zaakceptowania.
Powiedział nam Miaśkiewicz, który dodaje, że za leczenie oczywiście płaci NFZ, ale wsparcie w postaci zakupu sprzętu, który szybciej się zużywa – mogłoby się pojawić.
Na razie nie ma takiej możliwości – mówi w rozmowie z ESKĄ Katarzyna Kretkowska, członkini zarządu województwa wielkopolskiego.
My nie możemy, na czyjeś "widzimisię" finansować przedsięwzięć, które nie podlegają naszemu samorządowi. Tym bardziej, że w ramach funduszy KPO teraz będzie dużo możliwości uzyskania dofinansowania na doposażenie oddziałów.
W ubiegłym roku na ostrowskiej chirurgii leczonych było ponad 2000 małych pacjentów, przeprowadzono około 1,5 tysiąca operacji i zabiegów.